fbpx

Zdrowa, bezpieczna i szczęśliwa Polska: dla nas, dla naszych dzieci i wnuków – list otwarty do Profesora Włodzimierza Koraba-Karpowicza

zdrowe dzieci

5 listopada 2021 r.

List otwarty

Szanowny Pan Profesor Włodzimierz Korab-Karpowicz

Lider ruchu Wolne Wybory

Szanowny Panie Profesorze,

Jestem dietetykiem oraz autorką książek o tematyce zdrowia i żywienia człowieka. Chcąc dorzucić swoją cegiełkę do budowania lepszej Polski, zwracam się do Pana jako lidera ruchu Wolne Wybory, mając na uwadze poniższe zdanie zaczerpnięte z programu WW:

Jesteśmy za rozwojem polskiej przedsiębiorczości, rolnictwa opartego na rodzinnych gospodarstwach, polskiego przemysłu i górnictwa oraz polskiej myśli naukowo-technicznej i kultury.

Chciałabym zwrócić uwagę na ideę „rolnictwa opartego na rodzinnych gospodarstwach”. Z mojej wiedzy i doświadczenia wynika, że tylko małe i bioróżnorodne gospodarstwa rolne są w stanie zapewnić społeczeństwu zdrową, czyli nieskażoną środkami chemicznymi i wysokoodżywczą żywność, a tym samym zabezpieczyć je przed chorobami, dać mu siłę i stworzyć podstawę do jego szeroko rozumianego wzrostu. Gospodarstwa wielkoobszarowe i monokulturowe są wprawdzie efektywne pod względem ilości wyprodukowanej żywności, ale z całą pewnością pogarszają jej jakość, a wręcz – przyczyniają się do jej chorobotwórczości. Współczesny człowiek z reguły nie cierpi na niedożywienie ilościowe, ale prawdziwym utrapieniem staje się jego niedożywienie jakościowe, zatrucie przewlekłe oraz brak właściwej mikroflory w jego organizmie i otoczeniu, przekładające się na spadek odporności organizmu na patogeny i choroby nowotworowe.

Przykładem tego stanu rzeczy jest choroba koronawirusowa, która budzi strach i popłoch wśród całych społeczeństw. Przyczynę choroby upatruje się jedynie w patogenie (wirusie), podczas gdy jej pierwszą przyczyną jest spadek odporności organizmów ludzkich i powszechny brak wiedzy, jak tę odporność zachować. Z pewnością szczepionki nie mogą być cudowną pigułką; podstawa zdrowia to zdrowe komórki, tkanki i narządy, czyli takie, które są dobrze odżywiane pod względem jakościowym, nie są zatruwane oraz są chronione przez właściwe mikroorganizmy.

Jedną z głównych trucizn, których pozostałości można znaleźć w większości współczesnych produktów spożywczych są stosowane w rolnictwie pestycydy. Czołowym przykładem pestycydów jest glifosat – substancja czynna Roundup-u i wielu innych preparatów chwastobójczych. Glifosat jest substancją przedostającą się z żywności i wody do organizmu ludzkiego, przyczyniającą się do jego degeneracji. Poniżej przedstawiam fragment książki mojego autorstwa pt. Żywność a zdrowie człowieka:

Bardzo popularnym i budzącym ogromne kontrowersje pestycydem, stosowanym obecnie na całym świecie – w tym w Polsce – jest glifosat. Jest to niezwykle skuteczny herbicyd – środek chwastobójczy, używany do ochrony upraw rolniczych i ogrodniczych, jak również do podsuszania (desykacji) zbóż i rzepaku tuż przed żniwami w celu ułatwienia ich zbioru. […]

Glifosat występuje w wodzie pitnej, w powszechnie spożywanych produktach zbożowych – pieczywie, kaszach, mące, makaronie, płatkach śniadaniowych itp., a także w warzywach, owocach czy miodzie rzepakowym. Jest tak wszechobecny, że przedostaje się nawet do takich produktów jak szczepionki.

Mechanizm działania glifosatu polega na hamowaniu aktywności pewnego enzymu (syntazy EPSPS), który jest najważniejszym elementem szlaku szikimowego obecnego we wszystkich roślinach, grzybach i mikroorganizmach. Ten szlak metaboliczny nie występuje w organizmach zwierzęcych. Teoretycznie więc glifosat nie powinien oddziaływać na człowieka i zwierzęta. Jednak już sam fakt jego negatywnego oddziaływania na wszystkie mikroorganizmy oznacza, że pestycyd ten może zaburzać zdrowie ludzi i zwierząt na wiele sposobów, poprzez ingerencję w ich mikrobom – w tym mikroorganizmy jelitowe [Kwiatkowska i wsp., 2013; Nowak, 2016].

Mikroorganizmy jelitowe odgrywają istotną rolę w fizjologii człowieka. Nie tylko wspomagają trawienie, ale także produkują witaminy, unieszkodliwiają substancje toksyczne, stanowią integralną część układu immunologicznego, wpływają na kondycję ściany jelitowej, decydują o jej przepuszczalności dla substancji odżywczych i substancji niepożądanych do krwiobiegu i naczyń limfatycznych. Ekspozycja układu pokarmowego na działanie glifosatu i jeszcze bardziej toksycznych preparatów z glifosatem uważana jest za czynnik patologiczny prowadzący do dysbiozy jelitowej, obniżenia aktywności enzymów cytochromu P450, które odpowiadają m.in. za detoksykację organizmu, oraz zakłócenia transportu związków siarki w organizmie. Z kolei zaburzenia te przyczyniają się do takich chorób i dolegliwości jak autyzm, nieswoiste zapalenie jelit, przewlekła biegunka, zapalenie jelita grubego, choroba Leśniowskiego-Crohna, otyłość, choroby układu sercowo-naczyniowego, depresja, nowotwór, kacheksja, choroba Alzheimera, choroba Parkinsona, stwardnienie rozsiane, stwardnienie zanikowe boczne i inne [Samsel, Seneff, 2013].

Glifosat może również pośrednio oddziaływać na zdrowie człowieka, zaburzając życie mikrobiologiczne w glebie; mikroorganizmy w glebie dostarczają roślinom substancji odżywczych – w postaci metabolitów – przekształcając związki chemiczne obecne w ziemi do substancji przyswajalnych przez organizmy roślinne. Ograniczenie lub brak właściwych mikroorganizmów w glebie prowadzi do jej wyjałowienia, a co za tym idzie – do spadku wartości odżywczej żywności pochodzącej z roślin i od zwierząt (które żywią się roślinami).

Pomimo kontrowersji, jaką budzi glifosat wśród naukowców i ekologów, oraz pomimo uznania go przez Międzynarodową Agencję Badań nad Rakiem (ang.: IARC – International Agency for Research on Cancer) za substancję „prawdopodobnie rakotwórczą dla człowieka” (zakwalifikowano go do grupy 2A w klasyfikacji substancji według ich wpływu na powstanie nowotworów u ludzi) herbicyd ten wciąż stosowany jest w Polsce i na całym świecie.

Według wyników najnowszych badań naukowych przeprowadzonych na zwierzętach preparaty zawierające glifosat zaburzają układ hormonalny. Zalicza się je do związków określanych jako modulatory hormonalne (ang.: EDCs – endocrine disrupting compounds). Preparaty te hamują aktywność enzymu przekształcającego androgeny w estrogeny, powodują spadek poziomu testosteronu i libido, są odpowiedzialne za nieprawidłowy rozwój jąder, hamują rozwój napletka, zaburzają ekspresję gonadotropiny, co prowadzi do niepłodności, hamują syntezę hormonów płciowych, opóźniają dojrzewanie płciowe. Zaburzenie oddziaływania hormonów androgennych i estrogennych może mieć wpływ na wykształcenie się cech płciowych, i to już w okresie okołoporodowym, kiedy zachodzi różnicowanie płciowe mózgu. Hormonalne oddziaływanie glifosatu zachodzi na poziomie bardzo niskich dawek – znacznie niższych od norm MRL i ADI [Kwiatkowska i wsp., 2013; Nowak, 2016].

Glifosat przyczynia się również do powstawania stresu oksydacyjnego w organizmie człowieka. Stres oksydacyjny związany jest z pojawianiem się reaktywnych form tlenu wskutek zaburzenia transportu elektronów w błonie mitochondrium, inaktywacji enzymów antyoksydacyjnych lub peroksydacji lipidów wchodzących w skład błony komórkowej. Nierównowaga między substancjami antyoksydacyjnymi a reaktywnymi formami tlenu zaburza homeostazę komórek i prowadzi do ich śmierci [Kwiatkowska i wsp., 2013].

Po wprowadzeniu i upowszechnieniu upraw GMO wraz z zastosowaniem preparatu Roundup w Argentynie zaobserwowano gwałtowny wzrost rozmaitych chorób i zaburzeń zdrowotnych, takich jak:

  • poronienia;
  • wady wrodzone;
  • niedoczynność tarczycy i inne zaburzenia hormonalne;
  • zaburzenia neurologiczne;
  • zaburzenia rozwoju poznawczego;
  • nowotwory (potrojenie przypadków).

Glifosat – substancja niewytwarzana przez organizm ludzki i niebędąca naturalnym składnikiem pożywienia – obecnie pojawia się w organizmach większości ludzi. W toku amerykańskich badań przeprowadzonych w 2014 roku wykryto go w mleku karmiących matek u 30% procent badanych kobiet. Poza tym, według danych z 2015 roku, stwierdzono obecność glifosatu w moczu u 93% badanych Amerykanów. Podobne badania przeprowadzono również w Europie, w 2013 roku. Okazało się, że największy odsetek osób, w których moczu wykryto glifosat, występuje na Malcie – 90%, a także w Niemczech, Wielkiej Brytanii i w Polsce – po 70% [Nowak, 2016].

Aby przekonać się, czy w istocie glifosat występuje u większości organizmów współczesnych ludzi, zaczęłam zachęcać moich pacjentów dietetycznych oraz czytelników do przeprowadzenia badania na obecność tej substancji w ich organizmach oraz przedstawiania wyników (anonimowo) na mojej stronie internetowej (https://zdrowedzieci.org.pl/glifosat-w-moczu-dziecka/). Okazało się, że w każdym zgłoszonym przypadku glifosat był obecny w organizmie, często przekraczając teoretycznie przyjętą normę (w praktyce norma powinna wynosić zero). Badanie wykonałam również u moich dwojga dzieci – u nich także norma jest przekroczona. To alarmujące, a pamiętajmy, że glifosat to tylko jedna z wielu niepożądanych substancji we współczesnej żywności.

Czy teza mówiąca, że u podstaw odporności zdrowotnej społeczeństwa leży rolnictwo nie jest przesadzona? Przecież istnieje cała gama innych niż żywność czynników, które wpływają na zdrowie ludzkie. Okazuje się, że nie, co udowodnił amerykański lekarz stomatologii, podróżnik i badacz z pierwszej połowy XX wieku – dr Weston Price. Price wykazał, że jakość żywności to podstawa zdrowia. Przytaczam kolejne fragmenty mojej książki:

Price podróżował po całym świcie w latach trzydziestych ubiegłego stulecia, docierając do kilkunastu prymitywnych społeczności – pozostałości rdzennych grup etnicznych na każdym kontynencie. Społeczności te żyły w całkowitej izolacji od cywilizacji, odżywiając się jedynie lokalnymi pokarmami naturalnymi, nietkniętymi przez przemysł spożywczy. Diety tych ludzi były odmienne, niekiedy skrajnie różne. Na przykład w żywieniu Eskimosów z dalekiej północy dominowało białko i tłuszcz, podczas gdy u niektórych plemion afrykańskich – roślinne węglowodany. Cechą wspólną wszystkich prymitywnych diet była naturalność pokarmów, ich wielokrotnie wyższa wartość odżywcza w porównaniu z żywnością ówczesnych społeczeństw ucywilizowanych, obecność białka pochodzenia zwierzęcego oraz nieograniczone spożycie tłuszczu.

Pierwszym odkryciem lekarza dentysty był fakt, że prymitywni ludzie mieli doskonałe uzębienie: pięknie wykształcone łuki zębowe, brak deformacji i ubytków spowodowanych próchnicą; próchnica nie występowała wcale lub tylko w minimalnym stopniu. Ludzie ci cieszyli się też doskonałym zdrowiem ogólnym. Nie cierpieli na choroby chroniczne, obce im były tzw. choroby cywilizacyjne. Nie wiedzieli, co to gruźlica. Mieli doskonale rozbudowane kości, byli odporni i silni. Zadziwiali ostrością zmysłów, a także mądrością i inteligencją oraz zasobem wiedzy, na przykład weterynaryjnej. W tej doskonałej kondycji psychofizycznej dożywali późnego wieku. Panowała wśród nich harmonia, nie występowały choroby psychiczne czy problemy społeczne. Nie potrzebowali przychodni, szpitali ani więzień. Nie korzystali z leków farmakologicznych, nie stosowali szczepionek.

Drugie odkrycie wiązało się z obserwacją zmian zdrowotnych, jakie pojawiały się tuż po zetknięciu się tych dziewiczych ludów z cywilizacją, w wyniku wpływu kolonizatorów, zapoczątkowania wymiany towarowej, budowania dróg itp. Był to moment, w którym do prymitywnych społeczności zaczęła docierać żywność przemysłowo przetworzona: oczyszczona mąka, biały ryż, cukier, słodycze, dżemy, żywność konserwowana w puszkach, skondensowane mleko. W wyniku tej zmiany w krótkim czasie pojawiła się wyraźna i postępująca próchnica zębów, a także inne choroby. W pierwszym pokoleniu dzieci narodzonych po zmianie w odżywianiu pojawiły się deformacje twarzy, łuków zębowych i zębów, a także niekorzystne zmiany w kośćcu całego ciała. Poza tym dzieci były mniej odporne na choroby. Lekarz zauważył, że niekorzystne zmiany dotyczyły również potencjału rozrodczego człowieka; dzieci rodziły się coraz słabsze. Price dokonał też całościowego porównania stanu zdrowia społeczeństw pierwotnych i nowoczesnego społeczeństwa amerykańskiego, z którego pochodził. Porównał jakość żywności i gleb. Wyniki jego badań nie pozostawiają złudzeń: stan gleb, żywności i zdrowia ludzkiego w warunkach naturalnych jest zdecydowanie lepszy w porównaniu ze stanem w krajach rozwiniętych.

[…]

Oczywiście w rozważaniach nad przyczynami chorób człowieka nie można poprzestawać jedynie na odżywianiu; istnieją również inne znaczące czynniki, takie jak niedobór ruchu, światła słonecznego i właściwego, regenerującego snu, oddziaływanie sztucznego pola elektromagnetycznego czy obecność sztucznie powstałych substancji chemicznych, z którymi człowiek ma styczność bezpośrednią lub pośrednią – w postaci pozostałości w środowisku (powszechne zanieczyszczenie powietrza i wód) i całym łańcuchu pokarmowym (organizmy roślinne i zwierzęce). Do substancji tych należą związki i pierwiastki znajdujące się w środkach czystości, kosmetykach, lekach, szczepionkach, pestycydach, produktach ubocznych przemysłu. Nie można też pominąć aspektu selekcji naturalnej: w społeczeństwach ucywilizowanych, dzięki postępowi medycyny, utrzymane jest życie osób w osłabionej kondycji (zdrowotnej, genetycznej), które w dziewiczych, naturalnych warunkach utraciłyby je. Przekłada się to na osłabienie kolejnych pokoleń, coraz bardziej podatnych na choroby. Jednak doświadczenie Price’a wykazało, że podstawowe znaczenie dla zdrowia i odporności człowieka ma rodzaj żywności, gdyż badał on populacje, w których wyżej wymienione czynniki nie występowały: badani ludzie żyli w czystym, nieskażonym środowisku, codziennie zażywali dużo ruchu na otwartym powietrzu, nie stosowali środków czystości, kosmetyków ani jakichkolwiek preparatów farmakologicznych, nie byli narażeni na sztuczne promieniowanie elektromagnetyczne i pozostawali w dobrej kondycji genetycznej ze względu na selekcję naturalną. Do wyraźnego pogorszenia stanu ich zdrowia wystarczył jeden czynnik: pogorszenie jakości żywności.

Stąd nasuwa się wniosek, że na poprawę zdrowia ludzkiego można znacząco wpłynąć już przez samą zmianę sposobu odżywiania. Pomimo niesprzyjających warunków cywilizacyjnych należałoby powrócić do diety naszych przodków. Okazuje się, że – choć jest to trudne – jest to możliwe. Potrzebę zmiany odżywiania na bardziej naturalne odczuwa coraz więcej rodzin, a szczególnie rodzin z dziećmi, gdyż to u dzieci nadwrażliwość pokarmowa jest najbardziej widoczna (u dorosłych wydaje się bardziej utajona).

Price wykazał również, że stan gleb (zależny od rozwoju rolnictwa) wpływa na potencjał intelektualny narodu. Cytuję:

Price analizował także zależność między żyznością ziemi a funkcjonowaniem mózgu człowieka. Pod uwagę brał odsetek amerykańskich uczniów z opóźnieniami i zaburzeniami w rozwoju psychicznym w szkołach podstawowych, porównywał wyniki tych samych egzaminów wstępnych do szkół średnich w różnych rejonach Stanów Zjednoczonych, badał, z których obszarów pochodziło najwięcej amerykańskich naukowców. Okazało się, że tam, gdzie gleba była najbardziej żyzna, podglebie było bogate w wapń, pastwiska obfitowały w substancje odżywcze, bydło zaliczano do najwyższej klasy pod względem jakości mięsa i zdolności reprodukcyjnych, a mleko i śmietana miały najwyższą zawartość witaminy A i „czynnika X” (witaminy K2) – dorośli i dzieci cieszyli się najlepszą kondycją psychiczną i osiągali najwyższe wyniki intelektualne, zdecydowanie przekraczające normę dla całej amerykańskiej populacji. Znamienne, że w XXI wieku kondycja intelektualna dzieci w krajach rozwiniętych, w tym w Polsce, drastycznie się pogarsza, o czym alarmują nauczyciele.

Jako osoba z wyższym wykształceniem posiadająca dyplomy trzech uczelni oraz mama dwojga nastolatków, dochodzę do wniosku, że w obecnych, bardzo niepokojących czasach, jednym z najważniejszych aspektów edukacji dzieci i młodzieży powinna być sztuka wytwarzania dobrej żywności – nauka i praktyka w zakresie ekologicznych upraw roślin i hodowli zwierząt, a nie matura i studia wyższe. Czuję, że teraz powinnam nauczyć moje dzieci, jak przetrwać na poziomie podstawowym – fizycznym, bo niestety nawet najwyższy tytuł naukowy nie zabezpieczy ich przed zagrożeniami zdrowotnymi, narażającymi je na chroniczne choroby i skrócenie życia. Jako dietetyk uznający jakość żywności za podstawę profilaktyki zdrowotnej i wszelkiego rodzaju dietoterapii widzę, jak trudno tę profilaktykę i działania terapeutyczne realizować przeciętnemu człowiekowi; większość produktów spożywczych oferowanych w powszechnie dostępnych sklepach nie spełnia dwóch podstawowych warunków zdrowotności żywności: czystości chemicznej (braku pozostałości po pestycydach, środkach farmakologicznych i innych substancjach niepożądanych) oraz naturalnej wysokiej wartości odżywczej. Współcześnie na prawdziwą, naturalną, niechorobotwórczą żywność człowiek musi „polować” (jak w zamierzchłych czasach…), co jest trudne lub wręcz niewykonalne dla zapracowanych ludzi. Problem z dostępem do takiej żywności daje się odczuć również w trakcie wyjazdów wakacyjnych, kilkudniowych wycieczek szkolnych czy różnego rodzaju spotkań towarzyskich. Marzę o tym, aby moje dzieci dożyły czasów, w których każdy rodzaj zdrowej, bezpiecznej żywności można dostać w dowolnym sklepie spożywczym lub bez problemu zamówić u dowolnego rolnika, na terenie całej Polski. Marzę o tym, aby w żadnym sklepie spożywczym nie było ani jednego produktu wątpliwego pod względem zdrowotnym i aby było to miejsce, do którego można bez obaw posłać dziecko.

Mówi się, że żywność ekologiczna jest droga, w związku z czym nie każdego na nią stać. Jednak cena, jaką płacimy bezpośrednio lub pośrednio za powszechnie, masowo przepisywane leki i szczepionki nie podlega już dyskusji. Gdyby te leki i szczepionki gwarantowały nam pełne i długookresowe zdrowie, rzeczywiście cena byłaby drugorzędnym problemem. Ale niestety tak nie jest; środki farmakologiczne nie tylko nie gwarantują nam pełnego zdrowia, lecz także mogą działać chorobotwórczo. Czasami okazuje się, że rezygnacja z systematycznie przyjmowanych leków i szczepionek zapoczątkowuje powrót do zdrowia. Każdy lek może wywołać niepożądane skutki uboczne. Jest obciążeniem dla wątroby lub innych organów. Leki przyjmowane regularnie w długim okresie działają na organizm wręcz jak trucizna środowiskowa, naruszając naturalne, skomplikowane i nie do końca poznane procesy biochemiczne, jakie w nim zachodzą. Z czasem funkcjonowanie organizmu uzależnia się od leków, przez co nie można od nich odstąpić z dnia na dzień. Problem skutków ubocznych dotyczy również szczepionek, których stosowanie w ostatnich trzydziestu latach zadziwiająco wzrosło i stale wzrasta. Chcę przy tym podkreślić, że nie sugeruję bezwzględnej rezygnacji ze środków farmakologicznych, natomiast proponuję roztropne ograniczenie ich używania, pod kontrolą mądrych lekarzy.

Rolnictwo ekologiczne w najlepszym wydaniu to takie, które oparte jest na małych, bioróżnorodnych i samowystarczalnych pod względem biologicznym gospodarstwach; im mniejsza skala produkcji żywności, tym wyższa jej jakość. Zasada ta dotyczy nawet tych gospodarstw, które mają certyfikat, innymi słowy duże gospodarstwa ekologiczne będą miały gorszą jakość wytwarzanej żywności od tych mniejszych. W dobrym, małym gospodarstwie ekologicznym wykorzystywane są naturalne nawozy i nie stosuje się w nim przemysłowo wyprodukowanych środków ochrony roślin. Praca wykonywana jest przy pomocy narzędzi mechanicznych i rąk ludzkich. To oczywiście kosztuje, dlatego pracę rolnika ekologicznego należy docenić i właściwie wynagrodzić. Taki rolnik, a zwłaszcza ten, który dokształca się w swojej dziedzinie, to niejako lekarz! Jego wynagrodzenie powinno być wzmacniane oddolnie i odgórnie. Oddolnie – przez skierowanie uwagi polskich konsumentów na dobro, jakie nam taki rolnik oferuje, odgórnie – przez właściwe wsparcie finansowe ze strony państwa. Powstaje teraz pytanie: skąd wziąć na to środki finansowe? Odpowiedź jest prosta – ze składki zdrowotnej. Składki zdrowotne w Polsce są olbrzymie i rosną z roku na rok. Finansują system medyczny, który prawie nie działa. Pieniądze te są więc wyrzucane w błoto. Po co finansować bezrefleksyjnie przepisywane leki i nadmiernie zalecane, wątpliwe szczepionki, które przynoszą sporo szkody? Po co finansować lekarzy, którzy nie potrafią skutecznie wyleczyć pacjenta? Po co finansować system medyczny, w którym pacjent nie otrzymuje pomocy na czas i nie jest szanowany? Jestem pewna, że transfer publicznych pieniędzy w sferę wytwarzania zdrowej, wolnej od chemii i wysokoodżywczej naturalnej żywności to inwestycja w dobro całego narodu. Taka inwestycja powinna zacząć się zwracać w krótkim czasie, bowiem dobry pokarm to lekarstwo na chorobę. Gdy dobrze odżywione i odtrute społeczeństwo zacznie zdrowieć, spadnie zapotrzebowanie na lekarzy i leki, spadną więc wydatki na opiekę ściśle medyczną. Dochodzę do wniosku, że powojenne dążenie do masowej produkcji taniej żywności, skądinąd uzasadnione, w ostatecznym rozrachunku okazało się pułapką cywilizacyjną: obecnie to przede wszystkim w najbardziej rozwiniętych krajach świata ludzie zapadają na uciążliwe choroby przewlekłe (uciążliwe zarówno dla jednostek, jaki i dla całych społeczeństw); ustąpiło wprawdzie niedożywienie ilościowe, ale zastąpiło je niedożywienie jakościowe i towarzyszące mu zatrucie środowiskowe, w dużej mierze spowodowane przez współczesną żywność. Nauka doktora Westona Price’a po raz kolejny w historii znajduje potwierdzenie.

Reasumując, składkę zdrowotną należałoby podzielić: część z niej przeznaczyć na niezbędną, efektywną opiekę medyczną (taką jak ratownictwo medyczne czy chirurgia), a część – na rolnictwo ekologiczne i budowanie sieci bezpośredniej dystrybucji żywności ze wsi prosto do ostatecznych konsumentów. Istotną kwestią jest uniezależnienie systemu opieki medycznej i polityków od firm farmaceutycznych. Być może dobrym rozwiązaniem, z całym poszanowaniem mechanizmów wolnorynkowych, byłoby powierzenie produkcji leków instytucjom państwowym – specjalistycznym jednostkom, w których promowanie zdrowia, a nie choroby, byłoby opłacalne dla państwa i całego społeczeństwa. Niestety w obecnych warunkach ekonomiczno-politycznych mechanizm rynkowy w zakresie produkcji i sprzedaży leków nie sprawdza się, staje się wręcz patologiczny, gdyż tutaj zysk wzrasta tylko wtedy, gdy rośnie liczba chorych obywateli, w szczególności tych przewlekle chorych. Gdyby produkt, jakim jest lek, przynosił pełne i długookresowe zdrowie, jego sprzedaż zaczęłaby się samoograniczać. Z kolei leki i szczepionki powodujące rozmaite skutki uboczne, w tym choroby, jak na ironię sprzyjają rozwojowi rynku farmaceutycznego. Czy leki farmakologiczne są w ogóle potrzebne? Tak, ale jako środek ostateczny, którego użycie zredukowane jest do niezbędnego minimum, właśnie ze względu na skutki uboczne. Jak więc należałoby skutecznie leczyć ludzi i jaką profilaktykę zdrowotną stosować, skoro leki i szczepionki nie są w pełni bezpieczne, a przy tym obciążają społeczeństwo olbrzymim kosztem finansowym? Przede wszystkim – poprzez zapewnienie obywatelom zdrowej, tj. niezatrutej i pełnowartościowej żywności. Należałoby również zadbać o inne czynniki zdrowia, takie jak ograniczenie wszechobecnych środków chemicznych, w tym środków farmakologicznych, i nasilającego się z roku na rok promieniowania elektromagnetycznego pochodzącego ze sztucznych źródeł, ruch na świeżym powietrzu, ekspozycja ciała na promienie słoneczne, troska o zdrowie psychiczne, a także edukacja społeczeństwa przez środki masowego przekazu w zakresie zdrowego stylu życia. Wszystkie wyżej zaproponowane zmiany wymagają czasu i zrozumienia, a także edukacji; najlepiej wprowadzać je stopniowo, systematycznie i konsekwentnie.

Zdrowie fizyczne i psychiczne obywateli, w które wpisuje się również dobra kondycja intelektualna, przyjazne relacje z innymi ludźmi oraz z samym sobą, a także życiowa zaradność, to podstawa stabilności całego państwa. Z kolei podstawą szeroko rozumianego zdrowia jest przede wszystkim zdrowa żywność, a warunkiem jej wytwarzania – małe ekologiczne gospodarstwa rolne. Mam cichą nadzieję, że Pan Profesor wesprze tę ideę i włączy ją w swój program budowania lepszej Polski – z myślą o naszych dzieciach i wnukach oraz nas samych.

Z wyrazami szacunku,

Ewa Gierula

Mama dwojga dzieci, dyplomowany dietetyk, pisarka

3 komentarze do “Zdrowa, bezpieczna i szczęśliwa Polska: dla nas, dla naszych dzieci i wnuków – list otwarty do Profesora Włodzimierza Koraba-Karpowicza”

  1. Dziękuję za list. Zgadzam się z tezą, że rolnictwo powinno służyć naszemu zdrowiu dostarczając zdrową żywność. Z postulatu Wolności jaki stawiają Wolne Wybory, wynika nasza zdolność do jak najlepszego kształtowania naszego życia. Chcemy żyć życiem pełnym dla nas i dla naszych bliskich; chcemy być zdrowi i w pełni się rozwijać; chcemy tworzyć szczęśliwą społeczność. Społeczeństwo powinno być tak zorganizowane by to co robimy służyło pozytywnie nam wszystkim, a nie interesom obcym czy komercyjnym. Dziękuję więc za propozycję do programu i zapraszam do współdziałania. Więcej w korespondencji. W. J. Korab-Karpowicz http://www.wolnewybory.org

  2. Serdecznie dziekuje za odwage cywilna. Zgadzam sie z Pania calkowicie.
    Pozdrawiam Hanna Gala

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top