Tym razem – wakacyjny jadłospis moich pociech, jak zawsze – powstający spontanicznie, bez odgórnego planowania. W wakacje taki jadłospis ma szczególną wartość poznawczą, bo najlepiej odzwierciedla ideę swobodnych wyborów kulinarnych w warunkach bogatej oferty pokarmów i ich rotacji oraz samoregulacji organizmu dziecięcego. W tym czasie nigdzie się nie spieszymy, mamy wszystko pod ręką i nie jesteśmy ograniczeni koniecznością przygotowywania posiłków do szkoły (jak wiadomo, nie każdy rodzaj jedzenia nadaje się do spakowania do tornistra). Można jeść co się chce, o dowolnej porze dnia.
Nie stosujemy żadnej specyficznej diety: wegetariańskiej, niskotłuszczowej czy bezglutenowej i bezmlecznej. Nie liczymy ani nie ograniczamy kalorii. Przestrzegamy jednak zasady używania składników naturalnych, pozyskiwanych bez użycia chemicznych środków ochrony i sztucznych nawozów, z poszanowaniem praw Natury, unikamy współczesnych, laboratoryjnie stworzonych odmian warzyw i zbóż. Okazuje się, że dzieci w swych spontanicznych wyborach, jeśli nie są uzależnione od przemysłowych produktów spożywczych, kreują sobie dietę z niższą zawartością węglowodanów i z większym udziałem tłuszczów niż jest to przewidziane w oficjalnych zaleceniach dotyczących odżywiania dzieci. Przy tym – od lat nie chorują, mają zdrowe zęby, są szczupłe, rozpiera je energia, z łatwością się uczą, są niezwykle twórcze. Kiedyś, kiedy chorowały chronicznie, rozpoczęliśmy leczenie dietą, wychodząc od nieco sztywnego schematu: staraliśmy się rotować pokarmy zbożowe i mleczne, poza tym „odgórnie” zwiększyliśmy udział tłuszczu w diecie i ograniczyliśmy węglowodany. Taka dieta ma sens, ale tylko w wymiarze tymczasowym, terapeutycznym, podczas występowania poważnych zaburzeń zdrowotnych. Z czasem należy odchodzić od tego schematu na rzecz spontanicznych wyborów dziecka, przy założeniu bogatej i naturalnej oferty kulinarnej.
Podstawowym drogowskazem dla rodziców w żywieniu dzieci powinno być długookresowe i całościowe zdrowie dzieci, a w chorobie – wychodzenie z choroby i stopniowe uzyskiwanie trwałego zdrowia. Podstawą żywienia dzieci powinna być obserwacja rzeczywistości, a nie suche, oderwane od tej rzeczywistości teorie. Potrzeby metaboliczne młodego organizmu zmieniają się z miesiąca na miesiąc, z tygodnia na tydzień, z dnia na dzień, a nawet z godziny na godzinę, a zachodzące w nim przemiany biochemiczne są tak skomplikowane, że tak naprawdę żadnemu naukowcowi nie udało się jeszcze ich do końca poznać. Sprawę komplikuje fakt, że każdy organizm jest inny, każde dziecko jest biochemiczną (i nie tylko) indywidualnością. Teoretyczne założenia wynikające z jakiejkolwiek diety czy zasady odżywiania forsowane przez oficjalne instytucje, realizowane wbrew woli dziecka, mogą przynieść więcej szkody niż pożytku. Istotna jest natomiast smakowitość posiłków przynosząca dzieciom radość, dostosowanie się do ich indywidualnych upodobań smakowych oraz oferowanie im przede wszystkim pokarmów naturalnych, najogólniej rzecz ujmując – wytworzonych z poszanowaniem praw Natury, bez udziału przemysłu spożywczego (zob. Groźne produkty i odżywcze pokarmy).
Poniżej przedstawiam tygodniowy jadłospis mojej córki i syna, z ostatnich dni sierpnia, na bieżąco i skrupulatnie przez nich spisywany. Część z przedstawionych kompozycji kulinarnych to efekt wyobraźni dzieci, które coraz częściej same tworzą własne przepisy, a nawet je wykonują. Przykładem takiej kompozycji, bardzo nietypowej, są pikantne lody na bazie kwaśnej śmietany i ogórków, wymyślone i zrobione przez syna.
KOMENTARZ
Większość składników potraw i pojedynczych pokarmów, które pojawiły się w jadłospisie pochodzą prosto z małych zaufanych gospodarstw lub z naszego ogrodu; nie są przetworzone przemysłowo. Owoce egzotyczne – cytryny i banany pochodzą z upraw ekologicznych. Używamy jedynie soli kłodawskiej – niejodowanej, bez antyzbrylacza. W jadłospisie nie ujęłam czystej wody, którą moje dzieci najczęściej wybierają jako napój, odnotowałam jedynie wodę z dodatkiem soli.
Przedstawione jadłospisy są przykładem realizacji spontanicznych postów (zob. Spontaniczne posty w żywieniu dzieci): córka – 24 sierpnia (cały dzień niskokaloryczne pokarmy surowe, dopiero wieczorem „konkretna” kolacja), 25 sierpnia (pierwszy w ciągu dnia posiłek o godz. 12.00, ostatni „konkretny” posiłek o godz. 16.45), 30 sierpnia (pierwszy w ciągu dnia posiłek o godz. 12.45), syn – 25 sierpnia (ostatni „konkretny” posiłek o godz. 16.15), 26 sierpnia (pierwszy w ciągu dnia posiłek o godz. 13.00), 27 sierpnia (ostatni „konkretny” posiłek o godz. 17.00). Nie stosujemy zasady, że „śniadania muszą być obfite, a kolacja – nie” lub że „kolację należy zjeść dwie godziny przed snem”. U nas czasami śniadania są obfite, a czasami – opuszczane, to samo dotyczy kolacji, a wszystko zależy od samych dzieci. My – rodzice, również nie narzucamy sobie żadnych reżimów dietetycznych, wsłuchujemy się we własne organizmy i cieszymy się długotrwałym i całościowym zdrowiem.
W jadłospisie wyszczególniłam kolorami niektóre rodzaje pokarmów zjedzonych w danym dniu i godzinie:
- surowe – na zielono
- mleczne – na niebiesko
- zbożowe – na żółto
- mięsne – na czerwono
Jak widać, moje dzieci nie wybierają codziennie zbóż czy pokarmów mlecznych. Syn, pewnie z racji swego wieku i płci, ma duże zapotrzebowanie na mięso i mniejsze – na zboże. Córka jest bardziej „zbożowa” i generalnie prawie nie jada mięsa; dni takie jak 24–26 sierpnia należą do wyjątkowych, które zdarzają się może raz na dwa miesiące. Dzieci jedzą stosunkowo dużo pokarmów surowych, a więc takich, które zwierają żywe enzymy, witaminę C, nienasycone kwasy tłuszczowe i inne wrażliwe na temperaturę substancje. W przedstawionym jadłospisie pojawia się szczególnie dużo cukrów prostych w postaci owoców, ze względu na środek sezonu; owoce świeżo zerwane smakują najlepiej. W zimie, kiedy są długo przechowywane, jak chociażby zwykłe jabłka, nie cieszą się już takim powodzeniem.
A co oznacza u nas bogata oferta kulinarna? Oznacza, że dzieci mają na co dzień dostępne rozmaite pokarmy z różnych kategorii: i gotowane, i surowe, mogą w każdej chwili sięgnąć po dowolny, osiągalny w sezonie owoc albo warzywo, a także miód, orzechy i pestki, poprosić o ulubiony rodzaj kaszy czy ryż, dodawać do potraw wybrany rodzaj tłuszczu naturalnego w ilości według uznania, stosować rozmaite zioła i przyprawy. My – rodzice, jako opiekunowie, dbamy o to, aby w lodówce zawsze była jakaś ugotowana zupa, przyrządzone mięso, jajka, dobrej jakości ser i raz w tygodniu lub częściej – pełnotłuste mleko prosto od krowy, natomiast w zamrażarce – gotowe do spożycia naleśniki gryczane, pokrojony w kromki chleb żytni na zakwasie oraz bułki i wypieki ze starej odmiany pszenicy (samopszy lub płaskurki). Na zimę robimy przetwory z pomidorów, papryki i owoców.
Rotacja pokarmów, kiedyś, w czasie chorób, bardziej kontrolowana przeze mnie, teraz – przez naturalne potrzeby dzieci, nie jest być może dostrzegalna na przestrzeni tygodnia, ale w dłuższym okresie – jest wyraźna. Przykładem rotacji pokarmów w powyższym jadłospisie jest mięso: najpierw przez kilka dni z rzędu w ofercie była karkówka, potem – cielęcina. W kolejnych dniach, już poza okresem objętym jadłospisem, było kilka dni przerwy od mięsa, które wypełniły pokarmy mleczne i jajka, a następnie pojawił się drób. Rotacja zbóż: stara odmiana pszenicy (płaskurka) dominuje, ale z pewnością nie jest wybierana codziennie. Oprócz tego córka zażyczyła sobie kaszy jaglanej (prosa), robiąc sobie przerwę od ryżu, który chętnie spożywała w pierwszej połowie sierpnia. W jadłospisie pojawił się barszcz czerwony. Po nim nastąpiła zupa pomidorowa, a w najbliższej przyszłości planujemy ugotować zupę dyniową lub ogórkową. Zupy gotujemy w dużym garnku, w związku z czym starczają na wiele dni. Jeśli dzieci mają życzenie, aby ugotować im na przykład dwa razy z rzędu tę samą zupę, nie ma problemu. Ich wola jest ważniejsza od jakichkolwiek schematów. Rotacja owoców: jest wyraźna na przestrzeni sezonów – dzieci jedzą spore ilości krajowych owoców sezonowych latem i jesienią, kiedy są świeże, natomiast zimą preferują banany i pomarańcze, rzadko sięgając po jabłka. Generalnie zimą ich potrzeba zjadania owoców jest mniejsza. Mleko – surowe, prosto od krowy pojawia się u nas z reguły raz w tygodniu, ze względów logistycznych, choć gdybyśmy mogli je częściej kupować, byłoby częściej spożywane. Mimo że jest bardzo lubiane, podejrzewam, że gdyby było oferowane codziennie, z czasem znudziłoby się. Sery, śmietana i jogurty – na przestrzeni roku jadane są z różną częstotliwością, są albo „na topie”, albo idą na jakiś czas w odstawkę.
***
Powyższy jadłospis jest jadłospisem MOICH DZIECI, co nie oznacza, że jest zaleceniem dla innych. Każde dziecko powinno kreować swoje własne, indywidualne i niepowtarzalne menu, przy właściwym wsparciu ze strony rodziców, takie, które mu smakuje i które służy jego zdrowiu. Jadłospis moich dzieci jest dynamiczny i zmienia się w czasie. Nie powinno się wyciągać zbyt uogólnionych wniosków na temat sposobu odżywiania dzieci na podstawie tygodniowego zestawu posiłków.
Polecam także:
Przykładowy jadłospis moich dzieci – kwiecień 2018
Aksjomaty zdrowia: pokarmy surowe